poniedziałek, 9 czerwca 2014

19. Larry.




"W swoim życiu bardzo często musimy wybierać. Prawdą będzie, jeśli stwierdzę, że całe nasze życie polega praktycznie tylko i wyłącznie na wyborach. Do pewnego momentu nie miałem z nimi kompletnie żadnych problemów. Zawsze stąpałem twardo po ziemi, wiedziałem czego chcę i co dokładnie czuje. Od zawsze również byłem człowiekiem, do którego przyjaciele zwracali się z prośbą o radę. Kiedyś miałem wszystko. Kochającą rodzinę, wspierających przyjaciół i niesamowitą dziewczynę. Kiedyś. Wszystko zmieniło się, kiedy na mojej drodze stanął On. Wysoki, szczupły, niesamowicie zbudowany chłopak o kasztanowych włosach i szmaragdowych oczach. Do tamtej chwili uważałem siebie za całkowicie heteroseksualnego chłopaka. Pociągały mnie dziewczyny, ich niesamowite ciała. Długie włosy, delikatne rysy twarzy. To w jaki sposób się poruszały, w jaki sposób mówiły i odgarniały włosy. To wszystko było naprawdę niezwykłe. Kiedy jednak On stanął na mojej drodze, cały mój świat przewrócił się do góry nogami. 

Spotkałem go w swojej ulubionej kawiarni. Obydwoje czekaliśmy na zamówioną kawę. Jak się później okazało, dokładnie taką samą. Nigdy nie zwracałem szczególnej uwagi na innych chłopaków. Wtedy jednak coś podkusiło mnie, by przyjrzeć się nieznajomemu. Miał niesamowity profil, piękne loki i pachniał pomarańczą. Od tamtej pory moim ulubionym zapachem jest jedynie zapach pomarańczy. Po paru minutach oczekiwania, kelner w końcu ustawił na blacie jedną z zamówionych kaw. Obydwoje wyciągnęliśmy ręce w tym samym momencie. Nasze dłonie spotkały się na kubku. Uniosłem wzrok, kiedy On odwrócił się w moją stronę. Otworzyłem usta, chcąc coś powiedzieć. Nie potrafiłem. Zapatrzyłem się w jego pełne usta, niesamowicie zielone oczy i dziecięcą twarz. Uśmiechał się do mnie, ukazując dołeczki. Widziałem, że porusza ustami, jednak nie słyszałem słów. Ocknąłem się dopiero, kiedy tajemniczy chłopak wskazał na coś obok mojej ręki. Zamrugałem kilkakrotnie i zwróciłem wzrok na miejsce ukazywane przez chłopaka. Na blacie stały dwa kubki, a my wciąż trzymaliśmy dłonie na jednym. Ruszyłem ręką, tym samym muskając delikatnie jego dłoń. Była niesamowicie gładka i ciepła. Przełknąłem ślinę i przywołując się do porządku, zabrałem rękę. Chwyciłem za drugi kubek i posłałem chłopakowi szybki uśmiech. Wyszeptałem krótkie "przepraszam" i niemal wybiegłem z kawiarni. Chciałem znaleźć się jak najdalej tego miejsca. To co działo się w mojej głowie i moim brzuchu, cholernie mnie przerażało. 

Podążałem szybkim krokiem ulicami miasta, patrząc przed siebie, a w ręku wciąż kurczowo trzymając kubek z gorącym napojem. Przez to całe zamieszanie w mojej głowie, zapomniałem całkowicie o kawie. Docierając do centrum miasta, znalazłem wolną ławkę. Zasiadłem na niej i odetchnąłem. Kiedy to zrobiłem, w końcu zanurzyłem usta w gorącej cieczy, która automatycznie rozgrzała moje ciało. Oparłem się o drewniane, chłodne deski i mrużąc oczy, odchyliłem głowę do tyłu. Nie miałem pojęcia dlaczego, ale w moich myślach wciąż widziałem dziecięcą, uśmiechniętą twarz tajemniczego chłopaka, jego błyszczące oczy i dołeczki. W pewnym momencie poczułem jak ktoś siada obok mnie. Nie otworzyłem oczu, bo wcale nie byłem ciekawy, kto się do mnie dosiada. Wciąż pozostawałem w swoim świecie, rozmyślając o Nim. Mimo, że trochę przerażało mnie to wszystko, wcale nie miałem ochoty wyrzucić z głowy jego obrazu. W sercu czułem, że jest to niezwykły chłopak. Wtedy nie wiedziałem jeszcze jak bardzo. Powoli uchyliłem powieki i spojrzałem w bok. Moje serce gwałtownie stanęło i oblała mnie fala gorąca. Tuż obok mnie siedział On. Wpatrzony w przestrzeń przed sobą i popijający kawę. Wyprostowałem się i odchrząknąłem. Spojrzał na mnie, a na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Chciałem coś powiedzieć, ale ponownie zapomniałem jak to się robi. Tajemniczy chłopak nie odrywał ode mnie wzroku, a ja czułem jak moje policzki robią się coraz bardziej różowe. Chciałem spuścić wzrok, żeby chociaż trochę opanować piekące policzki. Niestety, jego oczy były w jakiś sposób hipnotyzujące. Po prostu nie potrafiłem przestać w nie patrzeć. Zauważyłem jak powoli otwiera usta. I to była pora na ocknięcie się. 
- Świetna ta kawa. To moja ulubiona kawiarnia. - Usłyszałem jego niski, lekko zachrypnięty głos. Chwilę potem zaśmiał się i odwrócił wzrok. Wpatrywałem się w niego jak idiota, nie mając pojęcia co odpowiedzieć. Wtedy jeszcze nie miałem pojęcia, że tych kilka słów będzie początkiem czegoś pięknego, absorbującego cały mój świat, a jednocześnie czegoś kompletnie destrukcyjnego i zakazanego. Bo z całkowitą pewnością nasza relacja taka była. 

Po tamtym dniu zaczęliśmy się spotykać. Od samego początku żaden z nas nie określił dokładnie jak można nazwać to co było między nami. Nie wiem czy oboje się tego baliśmy, czy po prostu nie chcieliśmy nazywać tego po imieniu. Bo tak jak było, było idealnie. On był inny od wszystkich, których do tej pory spotkałem. Niesamowicie inteligentny, zabawny, żyjący we własnym świecie. To właśnie było najbardziej intrygujące. Czasem potrafił wyłączyć się na dłuższą chwilę, a kiedy "wracał", zachowywał się jak gdyby nigdy nic. Ani On, ani ja nie byliśmy gejami. Oboje mieliśmy dziewczyny. To jednak nie przeszkadzało nam w regularnych spotkaniach. Będąc z nim czułem, jakbym miał wszystko. Sam przed sobą bałem się do tego przyznać, jednak z każdym kolejnym dniem, stawał się dla mnie kimś niesamowicie ważnym. Bardzo powoli stawał się mój. A ja całkowicie oddawałem się Jemu. Żyłem w dwóch światach. W jednym byłem szczęśliwym chłopakiem z piękną dziewczyną i wspaniałymi znajomymi. Nikt nawet nie domyślał się co tak naprawdę krąży po mojej głowie. Drugi świat budowałem wspólnie z nim. Zachowywaliśmy się jakbyśmy znali się latami. Każde z nas było niesamowicie wpatrzonego w drugiego. Uwielbiałem przesiadywać z nim w jego mieszkaniu. Słuchać Backstreet Boys i popijać gorącą herbatę. Milcząc, lub nie przestając rozmawiać. Czasem nie potrafiliśmy przestać się wygłupiać. Czasem jednak wpatrywaliśmy się sobie w oczy bez żadnego słowa. Nigdy nie zapomnę, kiedy po raz pierwszy zasmakowałem jego pełnych, malinowych ust. Tak nieziemskich rzeczy nigdy się nie zapomina. Trzymał moją twarz w dłoniach, wpatrywał się w moje oczy, wywiercając mi dziurę w duszy. Na początku czułem się z tym głupio. Z czasem jednak, bardzo to polubiłem. Miałem wrażenie, że przeszywając mnie swoimi szmaragdowymi oczami, poznaje prawdziwego mnie. Odkąd pierwszy raz zajrzał w głąb mnie, wiedziałem, że będzie moim światem. Nigdy nie wypowiedzieliśmy tych dwóch słów, uważanych przez niektórych za najważniejsze. Nie potrzebowaliśmy tego. Na każdym kroku okazywaliśmy sobie wszystko co czujemy. Nigdy nie zapomnę kiedy po raz pierwszy ujrzałem jego piękne ciało w całej okazałości. W tamtym momencie zaparło mi dech w piersiach. Kiedy dotknął mnie po raz pierwszy, wiedziałem, że to uczucie jest moim ulubionym. Dotyk jego delikatnej skóry, zapach pomarańczy i jego niesforne loki, muskające moje drżące ciało. 

Musieliśmy ukrywać się przed całym światem. Przed znajomymi, swoimi dziewczynami, przed społeczeństwem. Baliśmy się. Baliśmy się, że ludzie nie zaakceptują naszego uczucia. Mimo, że było ono ogromne i rozbuchane. Sądziliśmy, że nikt nigdy nie zrozumie dlaczego właściwie jesteśmy ze sobą. Nikt nigdy nie zrozumie kim dla siebie jesteśmy, nikt nie zrozumie że to co robimy jest niesamowite. Mimo, że nigdy tego nie powiedziałem, kochałem Go. Kochałem ponad wszystko. Kochałem tak jak jeszcze nikogo. To dla Niego zostawiłem swoją dotychczasową dziewczynę. To dla Niego zrezygnowałem z przyjaźni, dla Niego odszedłem z domu. On był moim światem. Był wszystkim. Zamieszkaliśmy razem. Wciąż musieliśmy się ukrywać, jednak byliśmy w tym razem. A to było najważniejsze. Jednak czy musieliśmy to robić? Dopiero teraz, po tym jak Go straciłem, uświadomiłem sobie, że byliśmy głupi. I cholernie tego żałuję. Z każdym ,samotnym dniem coraz bardziej. Bo On odszedł. Zostawił mnie całkiem samego. Z moją miłością, z dręczącymi myślami i bólem w sercu. Odszedł, nie pozostawiając żądnej nadziei. Odszedł na zawsze. "

Jest jesień. Dokładnie rok temu mnie opuścił. Stoję nad marmurową płytą, z moich oczu wypływają pojedyncze łzy. W rękach kurczowo trzymam Jego ulubioną bandanę. Chłodny wiatr smaga moje czerwone policzki, osusza spuchnięte od ciągłego płaczu oczy. Kolorowe liście wirują w swym tańcu, a ja wciąż wpatruje się w imię i nazwisko wykute w czarnej, marmurowej płycie.

Harry Edward Styles.
ur. 1 lutego 1994 roku.
zm. 26 października 2013 roku.

Szablon by S1K