poniedziałek, 28 kwietnia 2014

15. Liam



Nigdy nie byłam wymagająca, a dostałam od życia wszystko czego może zapragnąć dziewczyna w moim wieku. Miałam cudowną rodzinę, chodziłam do najlepszej szkoły. Miałam pasje, którą rozwijałam, miałam wiernych i kochanych przyjaciół. Jednakże moje życie obróciło się do góry nogami, kiedy dałam namówić się na koncert. Jeden głupi wyjazd zmienił całe moje życie nie do poznania. Kiedy teraz myślę o tym wszystkim co mi się przytrafiło, stwierdzam, że mimo bólu i cierpienia, zdecydowałabym się na to ponownie. Może jestem głupia, może dziecinna i trochę masochistyczna, ale uważam, że dla choćby paru dni niesamowitej i zakazanej miłości, warto jest poświęcić dosłownie wszystko. Nawet jeśli tym wszystkim będzie własne życie. 

Przez Niego straciłam przyjaciół, przez Niego odwróciła się ode mnie rodzina. I tylko tego żałuję najbardziej. Bo teraz nie mam po co i dla kogo żyć. On wyjechał, a ja zostałam tutaj. Całkiem sama i bez chęci do istnienia.

Rozkochał, wykorzystał i wycisnął mnie z uczuć do suchej nitki. A ja wciąż mogłabym oddać Mu to co jeszcze we mnie pozostało. Bo mimo wszystko, nigdy nie przestałam Go kochać. Nigdy nie potrafiłam powiedzieć, a co dopiero pomyśleć o Nim niczego złego. Nie potrafiłam Go znienawidzić, choć momentami bardzo tego pragnęłam. Chciałam zmyć ze swojego ciała jego dotyk, jego zapach. Rozum chciał zapomnieć, jednak serce nie pozwalało. Nie potrafiłam tak po prostu przestać o Nim myśleć. O Jego oczach, w których mogłabym zatapiać się w nieskończoność. O jego ustach tak gorących i tak niesamowicie delikatnych. O Jego zapachu i głosie, które wprawiały mnie o drżenie. Jego dłonie, które dotykały tak czule, jego ciało pokryte tatuażami. 

Tak bardzo kochałam wpatrywać się godzinami w jego twarz, dotykać opuszkami jego skóry. Uwielbiałam leżeć na jego udach, kiedy czytał mi na głos swoją ulubioną książkę. Uwielbiałam wpatrywać się w jego niesamowitą twarz, kiedy śpiewał. Uwielbiałam całować każdy skrawek jego twarzy. Kochałam jego pieprzyki, jego zarost i drżenie jego ciała kiedy ustami dotykałam jego karku. 

Pamiętam jak opowiadał mi bajki, które wymyślał na poczekaniu. Pamiętam jego śmiech i powolne unoszenie się i opadanie jego klatki piersiowej, kiedy oddychał. Pamiętam jak rumienił się kiedy mówiłam mu komplement. 

Nigdy nie zapomnę naszych spacerów, które trwały godzinami. Nigdy się nie męczyliśmy. Potrafiliśmy przejść całe miasto i mieć ochotę na więcej. Kiedy jednak czułam ból w nogach, bez słowa brał mnie na ręce i spacerowaliśmy drugie tyle. Kiedy złapał nas deszcz, chwytał mnie za rękę i tańczyliśmy. Wtedy nie liczyło się nic poza nami. Nasze oddechy, splecione dłonie i bijące jednym tempem serca. Wtulałam twarz w jego tors i zaciągając się cudownym zapachem jego ciała, zmieszanego z zapachem deszczu odpływałam. Bo w takich momentach nie liczyło się nic poza Nim. 

Znaliśmy się zaledwie dzień, jednak to co nas spotkało było uczuciem od pierwszego wejrzenia. Kiedy tylko nasze wzroki się odnalazły, my odnaleźliśmy siebie. Odnaleźliśmy uczucie, którego obydwoje tak bardzo szukaliśmy. 

Z Jego pierwszym dotykiem, zapomniałam jak się oddycha. Zapomniałam jak się mówi. Słysząc jego niski głos, czułam jak moje ciało wypełnia gęsia skórka. 

Wszystko trwało jedynie czternaście dni. Dla niektórych jest to bardzo krótki czas. Dla mnie była to połowa życia. Czternastego dnia naszej znajomości spotkaliśmy się nad rzeką. Chwycił moje dłonie w swoje ogromne ręce i ucałował je czule. Później zszedł na nadgarstki. Nikt nigdy nie całował moich nadgarstków. On robił to tak czule. Przyłożył sobie moje dłonie do serca i spojrzał mi głęboko w oczy. Zapadła między nami cisza. Nigdy nie bałam się ciszy, jednak ta miała w sobie coś przerażającego. Może wyda się Wam to śmieszne, ale przez te paręnaście dni zdążyłam poznać Go naprawdę dobrze. I w tamtym momencie widziałam w jego oczach strach. Widziałam obawę, niepewność i smutek. I już wtedy wiedziałam, że to spotkanie nie wróży nic dobrego.

Jak się potem okazało, było to nasze ostatnie spotkanie. Nie mówił zbyt wiele. Nie musiał. Wiedziałam o co chodzi. Mimo wszystko, strasznie mnie to bolało. Chyba wolałabym, by pożegnał się ze mną mówiąc choć parę słów więcej. On jedynie położył dłoń na swoim sercu, wyznał mi miłość i odszedł. Chciałam za nim biec, chciałam Go zatrzymać. Chciałam wiedzieć dlaczego kończy z nami w taki właśnie sposób. Nie potrafiłam. Stałam w jednym miejscu i wpatrywałam się w jego oddalającą się sylwetkę. Stałam jak skamieniała, a z moich oczu spływały coraz większe strumienie łez. 


Dziś mija dokładnie rok od tamtego zdarzenia. Stoję dokładnie w tym samym miejscu i przyglądam się niespokojnej tafli rzeki. Czuję chłód przeszywający całe moje ciało i krople deszczu, które z każdą minutą stają się coraz większe. Stoję nad samym brzegiem, a w moich myślach powracają obrazy sprzed roku. Na sobie mam nawet te same ubrania, które miałam na naszym ostatnim spotkaniu. Dziś, po tylu miesiącach wciąż nie żałuje. Bo tylko raz w życiu zdarza się taka miłość. Miłość, która nie pragnie nic w zamian. Miłość, która od pierwszego wejrzenia rozpala serca i wprawia o drżenie. Odetchnęłam i zrobiłam krok w przód. Kiedy znalazłam się nad samą wodą, coś natchnęło mnie, by spojrzeć w bok. W oddali zauważyłam czyjąś sylwetkę. Mimo, że padał okropny deszcz i było ciemno, udało mi się zauważyć, że jest to chłopak. Stał w taki sam sposób co ja. Patrzył przed siebie. Ułożył dłoń na sercu i spuścił wzrok. I w tamtym właśnie momencie pomyślałam, że to On. Szybko jednak skarciłam swój głupi mózg. Przecież to niemożliwe. Niemożliwe, by wciąż o nas pamiętał. 

- Kocham cię. - wyszeptałam i rozluźniając mięśnie, opadałam powoli. W ciągu paru sekund poczułam przeszywający ból i chłód. Ale to mi pasowało. Przecież właśnie tego chciałam. Tylko tego pragnęłam bardziej od Niego. Nagle poczułam jak czyjeś dłonie oplatają moją talię, a w następnej chwili zaciągnęłam się świeżym, deszczowym powietrzem. Ktoś ułożył mnie sobie na kolanach i dopiero wtedy udało mi się otworzyć oczy. Kiedy to zrobiłam, moje serce momentalnie stanęło, a ja znów zapomniałam jak się oddycha. 

piątek, 18 kwietnia 2014

14. Louis. (część 1)



Poznaliśmy się na jednej z imprez, na które zaciągnął mnie mój brat. Był znanym i cenionym reżyserem i czasem zajmował się kręceniem teledysków. Wszystkie zawsze świetnie mu wychodziły. W tamtym okresie skończył właśnie pracę dla jednego z najbardziej znanych zespołów na świecie. Ja również ich kojarzyłam jednak nie darzyłam tych chłopaków wielką sympatią. Nigdy nie lubiłam boysbandów, a oni właśnie z takim mi się kojarzyli. Brat bardzo długo prosił mnie, bym się z nim wybrała. Długo pozostawałam nieugięta, jednak w końcu nie wytrzymałam. Zaczął udawać biednego, niechcianego szczeniaka, a ja nie mogłam patrzeć kiedy robi takie miny. 

- Hope, proszę cię. Co ci szkodzi? - mówił, kiedy siedziałam na kanapie i starałam się oglądać film. 
- Will, daj mi spokój. Już ci powiedziałam. Nie lubię takich spędów. - rzuciłam, nie odwracając nawet twarzy od ekranu.
- wiesz dobrze, że nie mam z kim pójść. A nie będę czuł się dobrze, będąc tam samemu. - poczułam jak kanapa tuż obok mnie ugina się pod jego ciężarem. Chwilę potem zasłonił mi cały ekran i wlepiał we mnie swoje brązowe tęczówki. - Hope, proszę. - uśmiechnął się. 
- czy istnieje możliwość obejrzenia tego filmu? - rzuciłam, starając się dojrzeć cokolwiek zza jego głowy.
- tylko wtedy gdy się zgodzisz. - wyszczerzył się. 
- Will, błagam cię. - przewróciłam oczami, starając się go przesunąć.
- wiesz.. na tej imprezie będzie mnóstwo świetnych facetów. - stwierdził jakby od niechcenia.
- o nie! - spojrzałam na niego - nie będziesz mnie znowu swatał! - wkurzona, wstałam i ruszyłam do kuchni. Nie wiem dlaczego, ale mój brat od zawsze bawił się w swatkę. A ponieważ był gejem i miał świetny gust co do facetów, zawsze wybierał mi najlepszych. Pomińmy fakt, że zawsze potem okazywali się totalnymi dupkami. Nie wiem tylko dlaczego tak bardzo mu zależy na tym, bym w końcu znalazła chłopaka. Chyba bardzo pragnie bym się w końcu wyprowadziła. 
Stałam właśnie przy blacie i nalewałam sobie soku do szklanki, kiedy poczułam na swoim karku oddech chłopaka.

- nie zrobisz niczego dla swojego kochanego braciszka? - usłyszałam. Odetchnęłam i odwróciłam się w jego stronę. 
- dlaczego mi to robisz? - spojrzałam na jego minę szczeniaka. Mimo, że był starszy jego twarz wciąż pozostawała twarzą pięcioletniego chłopca. Swoimi minami potrafił przekonać mnie do wszystkiego. I tak było od zawsze. 

- no dobra. Ale będziesz musiał mi to wynagrodzić. - stwierdziłam i chwytając szklankę w dłonie, wróciłam do salonu. Za sobą usłyszałam jedynie krzyk radości, a chwilę potem Will obejmował mnie w pasie i podnosił. 
- zostaw mnie debilu! - krzyczałam kiedy przerzucał mnie sobie przez ramię. 


~*~

Kiedy weszliśmy do wielkiej sali, od razu zaatakowała mnie mocna woń alkoholu zmieszanego z zapachem najdroższych perfum. Rozejrzałam się. Wszędzie jakieś mniej czy bardziej znane gwiazdy, mnóstwo poważnych mężczyzn w garniakach i szklankach z whisky w dłoniach. Odetchnęłam subtelnie i przewróciłam oczami. Jak mogłam się na to zgodzić. Poczułam jak Will pociąga mnie za rękę i chwilę potem znaleźliśmy się przy grupce jakichś ludzi. Przedstawił mnie i dostałam do ręki kieliszek z jakimś nieznanym mi alkoholem. Powąchałam go i stwierdzając, że pachnie całkiem fajnie, zamoczyłam usta. 

Nie wiem ile kieliszków wypiłam, ale czułam się już nieźle wstawiona. Will już dawno mnie zostawił, latając od jednej osoby do drugiej i dyskutując z nimi. Ja z braku laku piłam. Czując szalejące w mojej głowie bąbelki, postanowiłam się przewietrzyć. Zauważywszy wyjście na taras, ruszyłam w jego stronę. Gdy znalazłam się na zewnątrz doznałam szoku. Sam taras był ogromny, a widok z niego zapierał dech w piersiach. Widać było panoramę całego miasta. Oparłam się o murek i zaciągnęłam się świeżym, letnim powietrzem. Podziwiałam piękne, kolorowe światła miasta i nuciłam swoją ulubioną piosenkę. W końcu poczułam głód nikotynowy. Z torebki wyjęłam paczkę papierosów i odpaliłam jednego. 

Nagle usłyszałam śmiech. Chwilę potem obok mnie wyrósł wyższy ode mnie chłopak i wlepił we mnie swoje tęczówki. Z nadzieją, że zaraz odechce mu się gapienia, nawet się nie odwróciłam i nie odezwałam. Pomyliłam się jednak, bo owy osobnik nie miał w cale zamiaru nigdzie iść, ani tym bardziej odwracać wzroku. 

- możesz się nie gapić? - rzuciłam w końcu, odwracając twarz. Stał z szerokim uśmiechem, założonymi na klatkę piersiową rękami i wypiętą dumnie piersią. 
- a przeszkadza ci to? 
- jak widać. - przewróciłam oczami i powróciłam wzrokiem do widoków.
- w takim razie wybacz. Jestem.. 
- wiem kim jesteś. - przerwałam mu, spoglądając na wyciągniętą w moją stronę rękę. - oszczędź sobie swoich bajerów. - rzuciłam, odrzucając niedopałek i odwracając się w stronę drzwi. 

Nie odezwał się. Kiedy wchodziłam, zauważyłam w szybie jego odbicie. Minę miał co najmniej zszokowaną, a wargi lekko rozchylone. No cóż, pewnie spodziewał się, że od razu rzucę się na niego. Że będę zachwycona i niemiłosiernie podniecona. Zaśmiałam się pod nosem i weszłam z powrotem na salę. 
Kiedy weszłam, spod ziemi wyrósł niesamowicie radosny Will.

- gdzie ty się szlajasz? wszędzie cię szukałem - rzucił, a ja poczułam od niego ogromną ilość alkoholu.
- byłam na tarasie. A ty może już nie pij? chyba ci wystarczy.. - rzuciłam, chwytając go pod rękę. 
- przestań! - krzyknął radośnie - chodź, muszę ci kogoś przedstawić. Oni wszyscy są mega przystojni, sam bym skorzystał - wyszczerzył się i pociągnął mnie w nieznanym mi kierunku. 

Chwilę potem znaleźliśmy się po drugiej stronie wielkiego pokoju. Na przeciwko, plecami do nas stała piątka chłopaków. 

- Panowie! - rzucił Will. Cała piątka odwróciła się w jednym momencie. Tymi przystojniakami okazali się członkowie One Direction. Przewróciłam dyskretnie oczami i przywołałam na swoją twarz sztuczny uśmiech.
- chciałem wam kogoś przedstawić - kontynuował Will - to moja siostra, Hope. - wyszczerzył się i wskazał na mnie. Każdy z chłopaków podszedł do mnie  i uścisnęliśmy sobie dłonie. Wszyscy wydawali się być sympatyczni, jednak ja tak szybko nie zmieniam wyrobionego przez siebie zdania na czyjś temat. Ostatni podszedł ten, który gapił się na mnie na tarasie. 

- chyba nie udało ci się uciec. - wyszczerzył się do mnie. - Louis. - podał mi dłoń. Ponownie przewróciłam oczami i delikatnie uścisnęłam jego dłoń. 
- chłopaki, nie sądzicie, że moja siostra jest śliczna? - rzucił nagle Will, a ja miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Znowu zaczynał swoje głupawe gadanie. Czasem mi się wydawało, że on uznał zeswatanie mnie za swoją życiową misję. Uderzyłam go w ramię, spoglądając na niego znacząco. 

- przestań mała - zaśmiał się. - a więc? - ponownie zwrócił się do wyszczerzonej piątki. Każdy z chłopaków pokiwał radośnie głową. Jedynie Louis stał bez ruchu, wpatrywał się we mnie, a z jego twarzy nie schodził szeroki uśmiech. 
- dobra, to ja was zostawiam. Muszę.. do łazienki. - stwierdził Will. Nawet nie zdążyłam się obejrzeć, a jego już nie było. Odwróciłam twarz w stronę stojącej na przeciwko mnie piątki. Tia.. ta niezręczna cisza. Dobrze, że chociaż muzyka grała głośno. 

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

13. Harry.




Nigdy nie należałam do najpiękniejszych i najzgrabniejszych dziewczyn. Jednak nigdy się tym zbytnio nie przejmowałam. Pogodziłam się ze swoim wyglądem i z tym, że raczej nic z nim zrobić nie mogę. 

Kiedyś jednak poznałam pewnego chłopaka. Wysoki szatyn o niesamowicie wyrazistych oczach i ogromnym sercu. Od razu się zaprzyjaźniliśmy. Z czasem jednak zaczęłam czuć do niego coś o wiele większego. Coś czego z początku się przestraszyłam. Wiedziałam, że on od zawsze traktuję mnie jak siostrę. Z jedne strony bardzo się z tego cieszyłam, jednak z drugiej.. bolało mnie, kiedy opowiadał o swoich miłosnych podbojach. O tym jakie jego dziewczyny są piękne i cudowne. Dobrze wiedziałam, że odbiegam kompletnie od jego kanonu piękna.

Pewnego dnia siedzieliśmy na „naszej” ławce w parku. Opowiadał mi jak to powodzi mu się z nową dziewczyną. Jaka jest niesamowita i jaka piękna. Nie wytrzymałam i rozpłakałam się, chowając twarz w dłoniach.

- mała, co się dzieje? – spytał zatroskany, przysuwając się do mnie.
- nic, przepraszam. – rzuciłam unosząc twarz i pociągając nosem. Uśmiechnął się i chwilę potem podał mi chusteczkę. Kiedy się wysmarkałam, wziął drugą, złożył ją i nachylił się nade mną, wycierając łzy, zmieszane z tuszem. W skupieniu wystawił delikatnie język i zmrużył oczy.

- gotowe! Jest pięknie – wyszczerzył się, kończąc czynność.


Odwróciłam wzrok i przez resztę dnia milczałam. Byłam na siebie strasznie zła. Jak mogłam przy nim pęknąć. Wróciłam do domu wczesnym wieczorem. Od razu się wykąpałam i przebrałam. Nie miałam na nic ochoty. Wciąż karciłam się w myślach za swoje uczucia. Zasiadłam przed telewizorem z pudełkiem lodów. Nie przesiedziałam nawet pół godziny kiedy do drzwi zadzwonił dzwonek. Niechętnie zwlokłam się z kanapy i otworzyłam.

- Hazza? – zdziwiłam się.
- no hej – wyszczerzył się – mogę?
- no jasne. Ale jestem trochę nieogarnięta. – skrzywiłam się
- przestań – zaśmiał się i ruszył do salonu. Tak dobrze znał mnie i mój dom, że nie musiałam mu nawet podpowiadać.
Zasiadł na kanapie i wpatrywał się w ekran telewizora. Ja za to wpatrywałam się w jego skupioną twarz.

~*~

Oglądaliśmy nasz ulubiony film. Oczywiście nie mogliśmy powstrzymać się od komentowania każdej sceny. Śmialiśmy się, wzruszaliśmy, a ja czułam, że mogłabym tak spędzać każdy wieczór. Już dawno nie przebywaliśmy ze sobą tak długo. Każde z nas miało swoje obowiązki, a Harry dodatkowo swoją cudowną dziewczynę. Nadeszła pora na moją ulubioną scenę, a ja poczułam, że łzy napływają mi do oczu. Wstałam i ruszyłam w stronę balkonu. Musiałam się przewietrzyć, powstrzymać słony strumień, który coraz szybciej napływał do moich oczu. 

- [T.I] gdzie idziesz? przecież kochasz ten moment - Hazza spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
- muszę się przewietrzyć. - uśmiechnęłam się do chłopaka i wyszłam na zewnątrz. 

Wpatrywałam się w rozgwieżdżone niebo, dając upust swoim emocjom. Jaka ja jestem głupia. Jak mogłam zakochać się we własnym przyjacielu? Nie mogę mu tego powiedzieć. Nie mogę zepsuć naszych relacji. 

Nawet gdybym mu powiedziała, na pewno by mnie wyśmiał. I nie chodzi mi o samo uczucie. Wiem, że patrzenie na wygląd jest płytkie, jednak nie ukrywajmy - wszyscy to robią. A ja dobrze znam jego kanony piękna. Dobrze wiem, że takiemu chłopakowi nie spodobałaby się przechodzona, nudna i niezbyt zgrabna dziewczyna. Mimo wszystko, cieszyłam się, że chce się chociaż ze mną przyjaźnić. Uwielbiałam go i jego zachowanie. Od zawsze był trochę inny od wszystkich, wyjątkowy. Ale to było najlepsze. 

- przestań [T.I], nie możesz już o tym myśleć..
- o czym? - poczułam na swoich biodrach ogromne dłonie chłopaka, a na ramieniu jego głowę. 
- a o niczym. czemu nie oglądasz? - odwróciłam głowę, tym samym spotykając się z jego zielonymi tęczówkami. 
- nie lubię sam oglądać. - ukazał swoje urocze dołeczki. - [T.I], co się dzieje?
- co masz na myśli? - odwróciłam twarz w stronę nieba. 
- widzę, że coś jest nie tak. 
- nieprawda.
- [T.I], proszę..  - odwrócił mnie, bym mogła na niego patrzeć. Przeszył mnie wzrokiem i uniósł brew. 
- naprawdę, wszystko w porządku. - zaczęłam uciekać wzrokiem. 
- mów. - złapał moją twarz w dłonie. 

Odetchnęłam i w końcu udało mi się spojrzeć w jego zielone, pełne blasku tęczówki. Biłam się z myślami. Bałam się cokolwiek mu powiedzieć. Wiedziałam jednak, że jeśli nie wygadam się z niektórych swoich myśli, będzie ze mną jeszcze gorzej. Bo kto ma mi pomóc jak nie mój własny przyjaciel?

- wiesz.. ostatnio miałam takie przemyślenia. - zaczęłam cicho
- to znaczy? - uśmiechnął się do mnie delikatnie
- ostatnio moja samoocena strasznie spadła. W sumie to nigdy nie była zbyt wysoka. - spojrzał na mnie ze zdziwieniem. Opowiedziałam mu wszystko co o sobie myślę. Że jestem totalnie bezwartościową osobą, że nie podobam się sobie. Nie potrafię nic z tym zrobić.

- taka prawda. jestem brzydka i totalne przeciwieństwo modelki ze mnie. - spuściłam wzrok i odetchnęłam głośno. Poczułam jak chłopak podnosi moją twarz i wlepia we mnie swoje zielone tęczówki. 
- co ty w ogóle gadasz?! – oburzył się – dla mnie jesteś piękna. Zawsze byłaś i zawsze będziesz. Jesteś głupia, że siebie nie doceniasz. 
- Hazza, przestań mnie oszukiwać. Nie chcę pocieszenia, ja naprawdę mam lustro. - stwierdziłam, wydostać się z jego uścisku i wracając do pokoju. 
- ale chyba całkowicie oślepłaś! - krzyknął za mną, a sekundę później poczułam uścisk na nadgarstku. Przyciągnął mnie do siebie, a ja oparłam się dłonią o jego tors. Spojrzał na mnie, a w jego oczach zauważyłam dziwny blask, którego nie widziałam jeszcze nigdy. Złapał moją twarz w dłonie, po czym odgarnął za ucho, opadający kosmyk moich włosów. Kciukiem musnął moje okrągłe, za pewne już całkowicie czerwone, policzki i uśmiechnął się tak pięknie jak zawsze.

- dla mnie jesteś idealna. Nigdy nie powinnaś się zmieniać. - wyszeptał i wbił się w moje usta. Oplotłam jego szyję rękami i wczułam się w jego ciepłe, miękkie wargi. 


wtorek, 8 kwietnia 2014

12. Louis i Harry.



Pewnego dnia dostałam szansę, o której marzy wiele tancerzy. Zaproponowano mi bowiem dwumiesięczny wakacyjny kurs tańca, który osobiście miałam poprowadzić. A najlepsze było to, że miałam mieć zajęcia w jednej z najlepszych szkół tańca. Byłam niesamowicie szczęśliwa dopóki nie dowiedziałam się gdzie owa szkoła się znajduje.

- Londyn, Anglia – uśmiechnął się do mnie [T.J.I], mój szef.
- co?! Mam jechać do Anglii? – byłam w totalnym szoku. Co prawda zawsze chciałam zwiedzić ten kraj, jednak był jeden mankament. Nie potrafiłam mówić po angielsku tak dobrze jakbym tego chciała.
- [T.I] nie stresuj się! masz jeszcze ponad miesiąc! Zdążysz podszlifować język – uśmiechnął się młody mężczyzna.
- skoro nie zdążyłam zrobić tego przez tyle lat, to niby zdążę w miesiąc?! Żartujesz sobie ze mnie..
- jak zwykle przesadzasz. Ja w ciebie wierzę. Poza tym nie jedziesz tam, żeby gadać tylko nauczać! Uwierz mi, że właściciele XX nie mogą się doczekać by cię poznać.

Nie odpowiedziałam nic więcej. Byłam przerażona. Zawsze marzyłam o takiej szansie, ale nie sądziłam, że będę musiała wyjeżdżać aż do Anglii.
Cały miesiąc spędziłam albo na szybkich kursach angielskiego, albo w domu wciąż coś sobie powtarzając.

- [T.I], może byś się wzięła w garść i popracowała nad układami? – powtarzała jak zwykle opanowana [T.J.I], moja najlepsza przyjaciółka. – przez ten głupi angielski chyba zapomniałaś jak się tańczy! – zaśmiała się, włączając muzykę. Jak zwykle jej uległam i dałam się ponieść muzyce. Do wyjazdu zostały mi dwa dni. Przez ten czas postanowiłam popracować nad układami.


~*~

- [T.I]… - usłyszałam przeciąganie przyjaciółki. Już wiedziałam, że coś ode mnie chce. Od zawsze tak właśnie się zachowywała, kiedy miała do mnie jakąś sprawę.
- co? – spojrzałam na nią znad laptopa
- wiesz kto mieszka w Londynie? – wyszczerzyła się
- hm.. niech pomyślę.. ludzie?
- głupia jesteś. – udała obrażoną – jak już tam będziesz i spotkasz mojego Harry’ego to poproś go o autograf! Albo najlepiej porwij i przywieź mi!

No tak. Zapomniałam, że moja najlepsza przyjaciółka kocha się od zawsze w One Direction. Przewróciłam oczami i zgodziłam się.

- kocham cię, wiesz? I będę tęskniła! – rzuciła się na mnie, przytulając
- ja ciebie też. – zaśmiałam się i odwzajemniłam gest
- obiecaj, że będziesz się odzywała!
- tak jest! – zasalutowałam i obie wybuchłyśmy śmiechem.


~*~

Szłam szybkim krokiem, całkiem nieznanymi mi ulicami Londynu, trzymając w ręce kartkę z adresem szkoły tańca. Nawet nie zauważyłam kiedy zza rogu wyłoniła się ogromna postać, a  sekundę później już na nią wpadłam.

- och, przepraszam.. bardzo przepraszam.. – rzuciłam szybko, nawet nie patrząc kogo staranowałam.
- spoko, nie ma za co. – usłyszałam niski, zachrypnięty śmiech. Podniosłam głowę a moim oczom ukazał się wysoki szatyn z bujnymi lokami. Uśmiechnęłam się głupio i odsunęłam.
- jeszcze raz bardzo przepraszam. – zaczęłam, spoglądając w jego oczy. Były naprawdę ładne. Zielone, takie jak od zawsze lubiłam najbardziej. Ukazał urocze dołeczki i wpatrywał się we mnie bez słowa. – um.. to ja już pójdę. Cześć. – ledwo wydukałam swoim łamanym angielskim i odeszłam .

Szłam szybkim krokiem, tym razem patrząc przed siebie.

- hej! Przepraszam! – usłyszałam za sobą krzyk. Kiedy się odwróciłam moim oczom ukazał się chłopak na którego wpadłam. Zatrzymałam się i spojrzała na niego ze zdziwieniem. – zgubiłaś coś – rzucił podbiegając do mnie i wręczając mi kartkę, na której miałam zapisany adres.

- o matko, dziękuję bardzo. – uśmiechnęłam się do niego i odetchnęłam z ulgą.
- Harry – wyciągnął dłoń w moją stronę i wyszczerzył się
- [T.I], miło mi – uścisnęłam jego dużą dłoń.

Widziałam jak otwiera buzię by powiedzieć coś jeszcze. I wtedy właśnie się przeraziłam. Przecież nawet jeśli go zrozumiem, to zanim coś wydukam.. będzie miał ze mnie radochę.

- gdzie się tak śpieszysz?
- ja.. um.. do szkoły tańca.
- Do której? – nie dawał za wygraną. Najwyraźniej chciał pogadać, a ja z każdą minutą stresowałam się jeszcze bardziej. Wskazałam na karteczkę z adresem.
- tylko nie za bardzo wiem jak tam dojść.. – dodałam z zażenowaniem.
- mogę ci pomóc, żaden problem – ponownie ukazał dołeczki.
- nie.. nie chcę zajmować ci czasu. Na pewno masz coś lepszego do roboty..
- sam to zaproponowałem, więc jak widać nie mam – wyszczerzył się i ruszył do przodu. stałam jak wryta wpatrując się w jego plecy. Odwrócił się i pomachał bym szła za nim. Odchrząknęłam  i dołączyłam do bruneta.

- skąd jesteś? Masz dziwny akcent – zaczął nagle.
- jestem z Polski.. – odrzekłam nieśmiało
- to co tu robisz? – uśmiechnął się
- przyjechałam na wakacyjny kurs tańca..
- uczysz się tańczyć? – spojrzał na mnie zaciekawiony
- nie.. ja uczę. – rzuciłam szybko, odwracając głowę
- no, no. To musi być ciekawe. Od jak dawna tańczysz?
- od 12 lat.. – odpowiadałam za każdym razem krótko i szybko.
- czuję się jak na przesłuchaniu. Czemu tak odpowiadasz? Nie chcesz ze mną gadać? – przeszył mnie swoimi zielonymi ślepiami.
- nie.. to znaczy.. nie o to chodzi. Po prostu nie jestem zbyt dobra w angielskim.. – rzuciłam z zakłopotaniem i od razu odwróciłam wzrok.
- nie zauważyłem. – wyszczerzył się. Znów zaczął coś do mnie mówić. Jednak tym razem opowiadał zamiast pytać. W sumie to bardzo się ucieszyłam. Od zawsze lepiej rozumiałam, niż dogadywałam się.

Parę minut później zatrzymaliśmy się przed małą, ceglaną kamienicą.
- to tutaj – wskazał na budynek.
- dziękuję. – uśmiechnęłam się i podałam chłopakowi rękę
- proszę bardzo – uścisnął mą dłoń. Już miał odejść, jednak zauważyłam w jego minie chwilę zawahania. Odwrócił się z powrotem – a może wymienimy się numerami? Gdybyś się zgubiła to możesz zadzwonić. – zaśmiał się. skinęłam nieśmiało głową. chwilę potem wyciągał z kieszeni długopis. Zapisał mi swój numer na karteczce, którą wciąż kurczowo trzymałam i podał mi długopis.

- ja nie mam żadnej kartki.. – rzuciłam myśląc gdzie mogę zapisać swój telefon.
- żaden problem.. – wyszczerzył się, podciągnął rękaw i wyciągnął rękę
- serio?
- jasne!

Kiedy zapisywałam  owe dziewięć liczb, ukradkiem przyglądałam się jego tatuażom. Przez zagapienie się ostatnią cyfrę wpisałam trochę za mocno przyciskając długopis. Napiął momentalnie mięśnie ręki.

- przepraszam.. – wyszeptałam żałośnie, bojąc się spojrzeć w jego dziecięcą twarz.
- nic się nie stało – zaśmiał się i spojrzał na zapisany przeze mnie numer. – dzięki – ucałował mnie w policzek i machając odszedł. Stałam jak wryta wpatrując się w dal. Czułam jak na moich policzkach pojawia się mimowolny rumieniec.  Kiedy w końcu się otrząsnęłam wzięłam głęboki wdech i wkroczyłam pewnym krokiem do budynku.


~*~

Skończyłam zajęcia po dwóch godzinach. Wyszłam zmęczona, jednak bardzo zadowolona. Ruszyłam przed siebie. Po przejściu parunastu metrów zorientowałam się, że w sumie tak naprawdę to nie wiem jak mam wrócić do hotelu. Rozejrzałam się nerwowo. Nie miałam pojęcia gdzie się znajdowałam, nie poznawałam żadnych budynków, ani sklepów. Postanowiłam zaryzykować i spytać pierwszą napotkaną osobę o drogę. Ułożyłam sobie w głowie co dokładnie powiedzieć i rozejrzałam się raz jeszcze. Miałam szczęście, bo pod jednym ze sklepów stał jakiś młody chłopak. Wzięłam głęboki wdech i ruszyłam w jego stronę, wciąż powtarzając sobie pytanie po angielsku.

- um.. przepraszam? – zagadnęłam. Chłopak odwrócił się z uśmiechem.
- tak?
- wiesz może jak dojść do XX Hotel?
- turystka? – uśmiechnął się sympatycznie.
- powiedzmy.. nie mam kompletnie pojęcia gdzie jestem..
- idziesz cały czas prosto i przy tamtym sklepie z bibelotami – wskazał palcem – skręcasz w prawo. A później to już prosta droga, bo sama zobaczysz budynek.
- dziękuje bardzo. – odrzekłam i spojrzałam na chłopaka. I wtedy coś sobie uświadomiłam. Przyglądałam mu się jeszcze dłuższą chwilę, nie mogąc skojarzyć skąd ja go znam. Bo na pewno już gdzieś go widziałam.

- coś nie tak? – wyrwał mnie z zamyślenia.
- przepraszam.. mam wrażenie, że skądś cię znam.. – rzuciłam, nie myśląc
- Louis, miło mi – wyciągnął rękę w moją stronę
- [T.I], mnie również. – przedstawiłam się, ściskając jego dłoń jednak nie puszczając. Wciąż patrzyłam z ciekawością w jego twarz. – kurwa wiem! – krzyknęłam po polsku, a on się wzdrygnął

- co? – zdziwił się
- ty jesteś z One Direction, zgadza się?
- owszem – zaśmiał się – zagadka rozwiązana. – spojrzał na nasze dłonie. Kiedy się zorientowałam, że wciąż go trzymam, zrehabilitowałam się i odskoczyłam.
- wybacz. Głupio wyszło. – podrapałam się po tyle głowy i uśmiechnęłam. – w każdym razie dziękuję za pomoc i jeszcze raz przepraszam. – dodałam i ruszyłam przed siebie. przez cały czas powtarzałam sobie w myślach, jaka ja jestem głupia. Co by na to powiedziała [T.J.I]. Pewnie miała by ze mnie wielką… o boże! Mysląc o przyjaciółce uświadomiłam sobie co mnie przed chwilą spotkało.

- przecież tak chciała ich autografy.. jestem taka głupia. – powiedziałam do siebie i odwróciłam się z nadzieją. Miałam szczęście. Chłopak stał wciąż w tym samym miejscu. Wzięłam głęboki oddech i przywołałam sztuczny uśmiech na swoją twarz.

- um.. Louis? – wyszeptałam do jego pleców.
- hm? O, to ty – uśmiechnął się, ukazując rząd białych zębów.
- przepraszam, że zawracam ci głowę ale.. taka głupia sprawa.. – zaczęłam dukać. Gdybym mogła powiedzieć to po polsku, byłoby o wiele prościej.
- no co tam? – uśmiech nie znikał z jego twarzy
- moja przyjaciółka bardzo was lubi. Ucieszyłaby się gdybym zdobyła autograf chociażby jednego z was – wyszczerzyłam się głupio. Sama nie chciałam wiedzieć jak głupio teraz wyglądam.
- nie ma sprawy! Masz coś do pisania? – no nie, znowu to samo. Pokręciłam przecząco głową i zamyśliłam się. nagle usłyszałam cichy śmiech chłopaka.

- co cię tak bawi? – spytałam
- śmiesznie wyglądasz jak myślisz – rzucił i udał moją minę. Uśmiechnęłam się z zażenowaniem i odwróciłam twarz, na którą wkraczał rumieniec. Zauważyłam, że stoimy niedaleko kawiarni. Poprosiłam szatyna by chwilę poczekał i weszłam do środka. Chwilę potem wręczałam mu małą karteczkę i długopis.

- proszę – oddał mi kawałek papieru, a z jego twarzy wciąż nie znikał uśmiech.
- dziękuję ci bardzo. No to ja już pójdę. Cześć – odwzajemniłam gest i odchodząc, pomachałam mu.


~*~

Leżałam na łóżku, w swoim hotelowym pokoju. Dopiero teraz poczułam prawdziwe zmęczenie. Nie miałam nawet siły wstać, by pójść na kolację. Uznając więc, że nie dam rady zrobić większego ruchu niż podniesienie ręki, postanowiłam zadzwonić do [T.J.I]  i opowiedzieć jej o dzisiejszych przygodach.

- Jak dobrze, że się W KOŃCU odezwałaś – usłyszałam w słuchawce krzyk, akcentujący ostatnie słowa
- cześć mała – uśmiechnęłam się do siebie – nawet nie wiesz jakie miałam dzisiaj przygody!
- opowiadaj!
- po pierwsze.. nigdy nie sądziłam, że kiedykolwiek mnie coś takiego spotka.. – zaczęłam i opowiedziałam jej o sytuacji z Harry’m.
- jak on wyglądał? – dopytywała – bo może to..
- [T.J.I], przestań! Myślisz, że wszyscy kolesie o takim imieniu mieszkający w Londynie, to on?
- no nie ale..
- a propos. Mam dla ciebie moja droga niespodziankę – zaśmiałam się
- no mów? – zaciekawiła się
- nie zgadniesz co teraz trzymam w dłoni!
- hm.. telefon? – obydwie wybuchłyśmy śmiechem.
- nie głupia. Spotkałam dziś ciekawą osobę.. i mam dla ciebie autograf pana Louis’a – ostatnie słowa wypowiedziałam bardzo wyraźnie i powoli
- co?! – tak głośno krzyknęła, że aż musiałam odsunąć telefon od ucha – boże! Nie wierzę! [T.I]! Nawet nie wiesz jak cię kocham! – wciąż mówiła podnieconym głosem – ale jak to zrobiłaś?

Zaczęłam opowiadać przyjaciółce o całym zdarzeniu, przekręcając w międzyczasie między palcami ową karteczkę z jego podpisem. Nagle zamilkłam, wgapiając się w owy kawałek papieru.

- [T.I], jesteś tam?
- t.. tak.. – wyszeptałam, usiadłam gwałtownie i przyjrzałam się karteczce po raz kolejny.
- co się dzieje?
- ej.. on..
- no co? – dopytywała zniecierpliwiona
- on mi zapisał swój numer. – rzuciłam szybko.
- ty to masz niepojęte szczęście.. – stwierdziła z rozżaleniem w głosie. – zadzwoń do niego!
- ale dlaczego.. – wciąż nie mogłam pojąc co zobaczyłam, mimo, że cały czas patrzyłam na zapisane czarno na białym dziewięć cyferek.
- a nie jesteś ciekawa?  Poza tym jesteś śliczna, a on to docenił. jest taaaaki uroczy… - [T.J.I] znów zaczęła się rozpływać.

Po godzinie dalszej rozmowy i dociekania o co chodzi postanowiłyśmy się rozłączyć. Następnego dnia miałam mieć kolejne, jeszcze dłuższe zajęcia więc chciałam się wyspać.
Kiedy kładłam głowę na poduszce usłyszałam cichy dźwięk przychodzącej wiadomości. Niechętnie wyciągnęłam rękę i chwyciłam za telefon. Jasność ekranu uderzyła w moje oczy, przetarłam je i spojrzałam na komórkę.

”Hej mała. Nie dzwoniłaś, więc chciałem się upewnić czy się nie zgubiłaś. ;) Harry.”

Nie ukrywam, że byłam tą wiadomością naprawdę zaskoczona. Zdążyłam zapomnieć o tym, że przecież wymieniliśmy się numerami. Nie ukrywam również, że zrobiło mi się bardzo miło. Nie sądziłam, że chłopak się w ogóle odezwie.

„Z małą pomocą udało mi się trafić z powrotem do hotelu. Dziękuję za troskę. ;)”

Po odpisaniu odłożyłam komórkę i kiedy moja głowa spotkała się z poduszką od razu odleciałam. Kiedy rano obudziły mnie śpiewy ptaków, od razu przypomniałam sobie co mi się śniło. Tylko dlaczego akurat w pamięć zapadły mi te duże, niebieskie tęczówki, i naprawdę niesamowity, uroczy uśmiech? On nie może mi się podobać. Nie mogłam się zauroczyć. Przecież to jakiś zupełnie obcy chłopak. Przecież to śmieszne i niedorzeczne. Jestem strasznie głupia.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

zastanawiam się czy nie napisać kolejnej części. nie wiem jednak czy ten imagin jest tego warty. to totalny spontan. co o tym myślicie?  

niedziela, 6 kwietnia 2014

11. Niall (część 6)

przepraszam, że kazałam czekać. mam nadzieję, że się opłacało. dla Ann Horan <3.


Odwróciłam twarz, a moje serce nagle stanęło. W oddali stała znana mi już sylwetka i rozglądała się. kiedy mnie zauważył, podszedł szybkim krokiem.

- tu jesteś! teraz mnie poważnie wkur.. – nie dokończył, nachylając się nade mną. – co ci się stało? – spytał, a jego głos diametralnie się zmienił.
- nic ci do tego, zostaw mnie. – rzuciłam, próbując się podnieść.
- kto ci to zrobił? – ponowił pytanie, stanowczym tonem.
- spierdalaj! – odepchnęłam jego dłoń, która kierowała się do mojej twarzy.
- nie sądzę. – rzucił krótko i ostrożnie podniósł mnie z ziemi. Złapał mnie pod kolana i plecy i przyciągnął do siebie.

- nie rozumiesz co do ciebie mówiłam? Zostaw mnie!  - krzyknęłam, starając się od niego uwolnić. – to wszystko przez ciebie. Nie chce mieć z tobą nic wspólnego. – mówiłam, jednak on miał to wszystko gdzieś. Nawet się nie odezwał. Ruszył przed siebie, nie wypuszczając mnie z ramion. Kiedy dotarliśmy do jego motoru, usadził mnie z przodu,. Zasiadł i odpalił silnik.

- gdzie ty mnie zabierasz?! Zostaw mnie w spokoju! – krzyczałam, jednak nie widziałam żadnej reakcji. Ruszyliśmy, a ja bezwiednie wbiłam się twarzą w jego tors. szybko podniosłam głowę i zauważyłam czerwone ślady krwi na jego koszulce. Nie odzywałam się już, uznając, że to tak naprawdę nie ma większego sensu.  Jechaliśmy wyjątkowo wolno, co bardzo mnie zdziwiło. Paręnaście milczących minut później zatrzymaliśmy się pod jednym z domów, w dzielnicy, do której już raz mnie przywiózł. Zszedł i ponownie wziął mnie na ręce. Byłam w totalnym szoku. Zachowywał się kompletnie inaczej niż zwykle. Zaniósł mnie do jego, jak mniemam, domu. Chyba mieszkał sam, bo w środku było całkowicie cicho i ciemno. Nogą zamknął drzwi, a łokciem zapalił światło. Chwilę potem znaleźliśmy się w jakimś pokoju. Okazało się, że była to jego sypialnia. Ułożył mnie delikatnie na łóżku, a ja się przeraziłam. Czyżby chciał wykorzystać moją totalną niemoc i chciał mnie..  

Usiadłam gwałtownie, czego szybko pożałowałam, bo moją głowę przeszył straszny ból. Przed oczami zrobiło się ciemno, więc złapałam się za głowę i opadłam z powrotem na łóżko. Jednak nie poczułam jego miękkości. Zamiast tego poczułam zapach blondyna. Zasiadł obok mnie i w ostatniej chwili złapał mnie w ramiona.

- proszę bardzo, teraz masz ułatwioną sprawę. Nie mam nawet siły się bronić, wykorzystaj to. – rzuciłam, nie mając pojęcia co robić. Byłam przygotowana na wszystko. On jedynie pokręcił głową i ułożywszy mnie na łóżku wyszedł z pokoju. Rozejrzałam się, szukając szybkiej drogi ucieczki. 

Nie zdążyłam się podnieść, kiedy chłopak ponownie pojawił się w pokoju ze sprzętem potrzebnym do opatrzenia ran. Zrobiłam wielkie oczy, kiedy zasiadł obok mnie i zaczął oglądać moją głowę. Odgarnął kosmyk kosmyk włosów, przyklejony do mojej twarzy. Przejechał delikatnie kciukiem po moim policzku, po czym zaczął przemywać wszystkie krwawiące wciąż miejsca. Bardzo się skupiał przy tej czynności, co odznaczało się jego wywalonym na wierzch językiem. Wpatrywałam się w jego skupioną twarz i nie mogłam uwierzyć w to co się dzieje. Nigdy bym się nie spodziewała po takim chłopaku jakiejkolwiek delikatności. Byłam w takim szoku, że nie potrafiłam wypowiedzieć słowa. Nie mogłam również oderwać wzroku od jego oczu. Teraz dopiero mogłam się dokładnie i na spokojnie przyjrzeć ich głębi. Zauważyłam w nich coś zupełnie innego od jego codziennego zachowania. Coś spokojnego, coś tajemniczego, intrygującego. Nagle poczułam okropny ból i aż się wzdrygnęłam, odpychając od siebie blondyna.

- przepraszam, ale to musi trochę poboleć. – rzucił, zbliżając się do mnie
- ale ja już nie chce. Wystarczy – stwierdziłam, odsuwając się.
- nie bądź dzieckiem, chodź. – przysunął się i uniósł rękę.
- zostaw! – krzyknęłam i zebrawszy w sobie całą siłę, wstałam szybko z łóżka. Westchnął głośno i pokręcił głową. Podszedł do mnie i złapał za mój nadgarstek. Jednak tym razem nie było w tym uścisku żadnej siły, żadnej agresji. Musnął palcami moją rękę, by chwilę później chwycić moją twarz w dłonie. Przyjrzał się dokładnie moim ranom i dokończył opatrywanie. Tak naprawdę nie miałam ochoty się bronić, nie wiem dlaczego. Może to przez jego tak normalne zachowanie.

- grzeczna dziewczynka. – szepnął, posyłając mi uśmiech i muskając mój policzek. Przez chwilę miała wrażenie, że dostaje gęsiej skórki, ale tym razem nie ze strachu. – powiedz mi teraz kto ci to zrobił.
- nie ma potrzeby.
- powiedz. – spojrzał na mnie wyczekująco. Westchnęłam i opowiedziałam mu po łebkach o tych nieznajomych mężczyznach i o tym co powiedział mi jeden z nich.
- ja pierdole! – krzyknął nagle, a ja się wzdrygnęłam. Wstał i zaczął nerwowo chodzić po pokoju.

 - połóz się, zaraz przyniosę ci ciuchy na zmianę. – rzucił w końcu
- co? po co? ja już wracam. – rzuciłam i ruszyłam w stronę drzwi.
- nie, zostajesz tu. – jego stanowczy ton zabrzmiał mi w uszach. Pociągnął mnie za rękę i usadził na łóżko.
- po cholerę mam tu zostawać? Dzięki, ale nie.
- to nie jest propozycja. – stwierdził, patrząc na mnie z poważną miną.
- nie mam zamiaru cię słuchać. Żegnam. -  już otwierałam drzwi, kiedy złapał mnie za rękę.
- to boli. – spojrzałam w jego oczy. Automatycznie rozluźnił uścisk.
- jeżeli chcesz jeszcze żyć, radzę ci byś została. – rzekł powoli.
- co? – uniosłam brew.
- połóż się, zaraz wracam. – powtórzył i zostawił mnie samą i zdezorientowaną w jego pokoju.


Jak się później okazało, blondyn chciał bym została, bo jego zdaniem ci kolesie są kompletnie nieobliczalni i mogliby posunąć się do ostateczności. Myślał, że przesiadując u niego, będę bezpieczna. Wszystko fajnie, tylko dlaczego tak mu zależało na moim bezpieczeństwie?

Nie miałam za dużo do powiedzenia. Siedziałam u niego już parę dni. Co rano wychodził i wracał pod wieczór. Dbał o mnie, co było naprawdę szokujące. Każdy wieczór spędzaliśmy tak samo, na rozmowach. Przekonałam się, że ten blondyn to naprawdę inteligentny i zabawny chłopak. Z każdą spędzoną z nim minutą, przekonywałam się do niego coraz bardziej. Pomimo tego, iż dowiedziałam się o nim paru rzeczy, on wciąż był dziwnie tajemniczy. Nie przeszkadzało mi to jednak. Mogę nawet stwierdzić, że był bardzo intrygujący.


~*~

Pewnego  wieczoru wrócił wyjątkowo późno. Pomyślałam, że w podziękowaniu za jego pomoc, zrobię nam jakąś fajną kolację. Krzątałam się w jego ogromnej kuchni, kiedy usłyszałam zatrzaskiwane drzwi. Wyszłam z uśmiechem, jednak to co zobaczyłam od razu zmieniło moją postawę. Blondyn zachowywał się co najmniej dziwnie, nie potrafił poradzić sobie ze zdjęciem butów, albo zatrzymywał się na chwilę, by przyglądać się tępo ścianie. Podeszłam do niego, a jego wzrok od razu skierował się na moje usta. oblizał wargę i zbliżył się o krok. Widząc jego powiększone źrenice, wiedziałam już co się stało. Cofnęłam się i założyłam ręce na klatkę piersiową.

- ćpałeś? – spytałam w końcu.
- owszem i jeszcze mi zostało. – wyszczerzył się, wyjmując z kieszeni woreczek z białym proszkiem i pomachał mi nim przed nosem.  Przewróciłam oczami i odwróciłam się, by powrócić do kuchni. Nie dał mi jednak odejść, łapiąc mnie za rękę. Zaciągnął mnie do salonu i rzucił na kanapę. usiadł obok i od razu zaczął rozsypywać biały proszek na stolik.

- co ty robisz? – spojrzałam na niego, unosząc brew
- zaraz ci pokażę jaka to fajna sprawa. – rzucił. Kiedy uformował dwie kreski, zwinął szybkim ruchem banknot i wręczył mi go z uśmiechem.
- nie żartuj. Chcesz ćpać, to ćpaj, ale mnie do tego nie wciągaj. – stwierdziłam i wstałam. Przyciągnął mnie z powrotem i dosłownie, wcisnął mi do ręki rulonik.
- spróbuj. Obiecuję, że nie pożałujesz. – posłał mi uroczy uśmiech, którego jeszcze nigdy u niego nie widziałam. Wzruszyłam ramionami i nachyliłam się nad stołem. Kiedy wciągnęłam pierwszą kreskę, usłyszałam śmiech i klaskanie w dłonie. Blondyn wziął ode mnie banknot i zrobił to samo. Oparliśmy się i odetchnęliśmy.

- tak w ogóle to jestem Niall. – zaśmiał się, odwracając głowę w moją stronę i podając rękę.
- [T.I] – zaśmiałam się, podając mu dłoń. Uniósł ją i delikatnie ucałował.

Tego wieczoru Niall rozsypywał biały proszek jeszcze parę razy. Przez tamto zdarzenie okazało się, że i ja wciągnęłam się w ćpanie. Tak właśnie spędzaliśmy ze sobą każdy kolejny dzień, za każdym razem wciągając.



~*~

Pewnego dnia Niall wrócił do domu wyjątkowo wcześnie. Bardzo się cieszyłam, bo już od paru godzin miałam cholerny głód narkotykowy. Usłyszawszy, że się rozbiera, wbiegłam szybko do przedpokoju.

- masz? – rzuciłam. On jedynie pomachał mi  przed nosem woreczkiem i uśmiechnął się. odetchnęłam i wróciłam do pokoju.

Rozsypał proszek na stole i uformował kreski. Zwinął banknot w rulonik i podał mi go. Nachyliłam się, by chwilę potem on zrobił to samo. Nie mam pojęcia ile tego dnia wciągnęliśmy, ale na pewno o wiele więcej niż zawsze.  Siedzieliśmy po cichu, wpatrując się tępo w ścianę, a w tle leciała muzyka.


+18.

Nagle poczułam jak Niall delikatnie muska moją rękę. Odwróciłam się w jego stronę, trafiając tym samym na błękit jego oczu. Zlustrowałam całą jego twarz i wzrokiem przeszłam na jego klatkę piersiową, która z każdą sekundą unosiła się i opadała coraz szybciej. Podniosłam się i usiadłam okrakiem na kolanach chłopaka. Nachyliłam się nad jego szyją i zaczęłam go delikatnie całować, raz na jakiś czas podgryzając kawałki skóry. Za każdym razem słyszałam delikatnie pomrukiwanie. Językiem przeszłam na jego rozgrzane policzki, by w krótkim czasie dotrzeć do jego ust. Całowałam je pierwszy raz od tego wydarzenia w klubie, a z każdą sekundą wczuwałam się jego delikatność. Objął moje biodra rękoma i wczuwał się w pocałunek. Jego język powoli lizał moje wargi, by później dostać się do moich ust. Bawił się z moim językiem,  a jego dłonie zaczęły powoli błądzić po moim ciele. Czułam ciarki i niewyobrażalne podniecenie, podsycane dodatkowo kokainą. Wplotłam palce w jego włosy, schodząc pocałunkami na jego gardło. Czułam pod ustami jego drżące, gorące ciało. Czułam jak jego palce wbijają się delikatnie w moją skórę. Wsunęłam dłoń pod jego koszulkę, tym samym wyczuwając jego delikatnie wyrzeźbione mięśnie. Przygryzłam wargę i spojrzałam w jego niebieskie oczy. Nie mogłam się powstrzymać więc szybkim ruchem ściągnęłam z niego biały materiał. Moim oczom ukazał się jego niesamowity tors, przez co po oblizałam wargi, a on uśmiechnął się jedynie. Nagle poczułam jak zacieśnia uścisk na moich biodrach, a w następnej chwili, leżałam już na podłodze, tuż pod blondynem. Ściągnął moją koszulkę i od razu zaczął całować zachłannie moje ciało. nie bawił się w większe podchody. Szybkim ruchem ściągnął moje spodnie i bieliznę. To samo zrobił ze swoimi. Kiedy pochylał się nade mną całkowicie nago, a jego oczy wędrowały po moim ciele, czułam przechodzące mnie ciarki i wciąż rosnące podniecenie. Przyciągnęłam go do siebie i wbiłam się w jego usta. moje dłonie błądziły po jego plecach. Raz na jakiś czas wbijałam w niego paznokcie, co za każdym razem spotykało się z ogromną aprobatą z jego strony. Całował moje policzki, szyję, gardło, schodząc do piersi. Ssał, całował i lizał moje sutki. Masował moje piersi, jednocześnie całując moje usta. nigdy nie czułam tak cholernej przyjemności z samego dotyku. Wszystko odczuwałam podwójnie przez kokainę, która buzowała w moim organiźmie.

Wplótł palce w moje włosy i odchylił moją głowę. Całując gardło, powolnym ruchem wszedł we mnie. od razu wygięłam się w łuk, czująć jego członka coraz głębiej w sobie. Zaczął ruszać biodrami, a ja wbiłam paznokcie w jego plecy. Skutkiem tego były coraz intensywniejsze, jednak wciąż wolne ruchy chłopaka. Z każdym kolejnym rozpływałam się coraz bardziej, a on zajął się ponownie moimi piersiami. Oplotłam nogi wokół jego bioder i delikatnie je dociskałam, chcąc poczuć go jeszcze głębiej. Delikatnie przyśpieszył, w tym samym czasie podgryzając kawałek mojej skóry na szyi. Czułam totalną ekstazę, wbijając coraz bardziej paznokcie w jego plecy, czym nakręcałam go jeszcze bardziej.

Chwycił mnie za biodra i nie wychodząc ze mnie, wstał i oparł szybkim ruchem o ścianę. Oplotłam ręce wokół jego szyi, a on oparł dłonie o ścianę. Spojrzał mi głęboko w oczy i ruszał biodrami w coraz szybszym tempie. Widziałam jak jego źrenice powiększają się coraz bardziej. Widziałam i czułam jak robi się coraz bardziej agresywny. Złapał mnie za pośladki i pchnął tak mocno, że z moich ust wydobył się głośny krzyk. Odchyliłam głowę, tym samym opierając ją o ścianę i wczuwając się w jego agresywne i szybkie ruchy. Zbliżył twarz do mojego ucha, wiec mogłam słyszeć jego ciche mruczenie i jęki. Wszystko to sprawiało, że nakręcałam się jeszcze bardziej. 


Ponownie oplótł dłonie wokół moich bioder i zaniósł mnie do kuchni. Zrzucił ręką wszystko co znajdowało się na stole i usadził mnie na nim. Popchnął mnie na blat, tak bym leżała i zaczął poruszać biodrami z niesamowitą prędkością. Nie mogłam powstrzymać głośnych jęków, wydobywających się z moich ust. Nie mogłam powstrzymać swoich reakcji. Wplotłam dłoń w jego włosy i pociągałam go za nie. drugą ręką błądziłam po jego plecach i wbijałam paznokcie aż do krwi. Jego ruchy były takie agresywne, takie stanowcze, zupełnie tak jak on sam. Był niesamowicie pociagajacy, a to co robił mi w tamtym momencie przechodziło moje najśmielsze wyobrażenia. Z każdą sekundą Niall coraz bardziej przestawał nad sobą panować. Zdjął mnie ze stołu i szybkim ruchem, odwrócił tyłem do siebie. oparłam dłonie o blat, a on chwycił mnie delikatnie za włosy i bez żadnego słowa, wszedł we mnie. nie zmieniał tempa poruszania biodrami, a ja czułam, że powoli zbliżam się do końca. Był niesamowicie stanowczy, kiedy przyciągnął mnie do siebie. oparłam się plecami o jego nagi tors, czując jego gorąco i pot. Masował moje piersi, całował moją szyję i w tym samym czasie poruszał biodrami. coraz intensywniej i coraz szybciej.

Po paru minutach, może godzinach w końcu poczułam ostateczną ekstazę. Odarta ze wszelkich sił, złapałam go za szyję i osunęłam się na podłogę. Nachylił się i wziął mnie na ręce. Zaniósł mnie do sypialni i ułożył delikatnie na łóżku. nachylił się nade mna i przeszył mnie swoimi błękitnymi tęczówkami. Posłałam mu nikły uśmiech, a on jedynie ucałował mnie w nos, muskając kciukiem mój wciąż rozgrzany policzek. 

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

obiecuję, że to już ostatni raz daje takie +18. xD trochę się boje Waszej reakcji, więc czekam w niecierpliwosci na opinie!
buziaki!

Szablon by S1K