Nie powinnam narzekać na swoje życie. Nie powinnam narzekać na swojego mężczyznę. Do tej pory dostawałam wszystko czego zapragnęłam. Nie byłam jednak rozpieszczona. Całe szczęście, którym obdarowywał mnie los, brałam garściami, ciesząc się z najmniejszych rzeczy.
W tym całym pędzie, w tym niesprawiedliwym świecie,
odnalazłam miłość życia. Od samego początku był dla mnie wszystkim. Zakochałam
się w jego szaleństwie, w jego głupocie i niedojrzałości. W jego oczach i jego
ciele. Jednak najbardziej pokochałam jego piękną duszę. Jego serce, którym
dzielił się ze mną co dzień. nie wyobrażaliśmy sobie życia bez siebie. wszystko
robiliśmy razem i nie przeszkadzało nam swoje wieczne towarzystwo. Niestety,
pewnego dnia dowiedziałam się czegoś, czego nie powinnam. Cholernie tego
żałuję, bo wolałabym żyć w słodkiej nieświadomości.
~*~
Weszłam do wanny i wcześniej zatykając ją, odkręciłam wodę.
Nie rozebrałam się. miałam to gdzieś. Odpaliłam papierosa i zaciągając się,
wpatrywałam się w białe kafelki ściany. Jak on mógł mi to zrobić? Jak mógł się tak
zachować? Jak mógł okłamywać mnie przez cały ten czas? To jego kłamstwa bolały
najbardziej. Nie zdrada, nie narkotyki.
Może i zachowałam się jak totalna egoistka, ale w tamtym
momencie nie widziałam innego rozwiązania. Wody przybywało, a ja zsuwałam się
coraz niżej, zanurzając się powoli. Kiedy moja głowa znalazła się tuż pod wodą,
usłyszałam pukanie. Jak dobrze, że zamknęłam drzwi na klucz. Po krótkim czasie,
pukanie zamieniło się w walenie.
- [T.I]! wiem, że tam jesteś! otwórz do cholery! – jego głos
był taki kojący. Nawet kiedy krzyczał. Zanurzyłam się głębiej. Walenie w drzwi
nie ustępowało.
- co ty tam robisz! Otwórz! [T.I], proszę.. – ostatnie słowo
wypowiedział z takim spokojem, taką łagodnością. Wtedy właśnie postanowiłam to
zrobić. Powoli traciłam powietrze, a w ręku wciąż trzymałam żarzącego się
papierosa. Zamknęłam oczy i oddałam się wodzie. Ten sposób umierania był
cholernie powolny, jednak mnie to nie przeszkadzało. Tego właśnie
potrzebowałam.
Nagle usłyszałam szum, a chwilę potem odzyskałam powietrze w
płucach. Louis wyjął mnie z wanny i ułożył na podłodze, podtrzymując. Odetchnęłam,
zaciągając się powietrzem i wypluwając wodę.
- [T.I].. – zaczął, odgarniając moje mokre włosy z twarzy
- czemu to zrobiłeś? – wydukałam cicho – czemu nie
pozwoliłeś mi umrzeć?
- przestań gadać głupoty. – wyszeptał, przytulając mnie do
swojego gorącego ciała i głaszcząc po głowie.
- nie Louis. Zostaw mnie.- rzuciłam, starając się wyrwać z
jego objęcia. – zostaw mnie do cholery! – krzyknęłam, kiedy nie posłuchał mojej
prośby. Spojrzał na mnie zdziwiony, a jego niebieskie, piękne oczy przeszyły
mnie na wskroś.
- Kocham cię.. – rzucił, zbliżając dłoń do mojej twarzy.
- nie kłam. Proszę cię, nie kłam. Nie mam już siły.. –
odtrąciłam jego rękę i odwróciłam twarz.
- [T.I], przepraszam. Nigdy nie chciałem cię zranić..
- trzeba było o tym pomyśleć jak pieprzyłeś tamte laski. –
rzuciłam i podpierając się rękoma o podłogę, starałam się wstać. Niestety na
marne, nie miałam na tyle siły, by samodzielnie się podnieść.
- nie wiem co we mnie wstąpiło, jesteś dla mnie
najważniejsza. Uwierz mi, proszę.. – mówił, przytrzymując mnie i ukłądajac
sobie na kolanach.
- nie kłam! Już nigdy ci nie uwierzę! Nigdy! Zostaw nas
Louis. – spojrzałam na jego piękną twarz. Poczułam jak łzy napływają mi do
oczu, jak moje wargi zaciskają się ze złości a jednocześnie bezsilności.
- Nas? – dotknął mojej twarzy i wpatrywał się we mnie ze
zdziwieniem.
- tak, nas. Przez ciebie noszę w sobie cholernego bachora. Nie
chcę go, nie chcę ciebie! – krzyknęłam, czując w sobie coraz większą wściekłość.
- [T.I].. – uśmiechnął się delikatnie i przyciągnął mnie do
siebie.
- czy ty nie rozumiesz co mówię?! – wyrwałam się z jego uścisku.
- rozumiem. Ale nie zostawię cię. Już nigdy więcej. Nie zostawię
was. – rzekł, przyciągając mnie jak najbliżej siebie. poczułam jego tors,
ciepło jego ciała, przebijające się przez jego koszulkę. Poczułam jego zapierający
dech w piersiach zapach. Nie wytrzymałam. Objęłam jego szyję dłońmi, a on
jednym ruchem wziął mnie na ręce i wstał. – kocham cię i już nigdy więcej cię
nie zranię. – wyszeptał mi do ucha. Zwinnym ruchem obwiązał mnie ręcznikiem i całując w czoło,
zaniósł do pokoju. Tam położył mnie na łóżku i nakrył kołdrą. Ułożył się obok i
przeszył mnie swoimi błękitnymi tęczówkami.
- obiecaj mi, że już nigdy nie zrobisz czegoś tak głupiego. –
szepnął, patrząc znacząco na drzwi od łazienki i dotykając mojego brzucha. – nie
chcę was stracić. Nigdy bym tego nie przeżył. - dotknął moich policzków swoimi ciepłymi dłońmi. Przeczesując moje mokre włosy, ułożył delikatnie wargi na moich ustach, jakby czekając na pozwolenie. Zaczął całować mnie powoli, uznając za zgodę, to, że wplotłam palce w jego misternie ułożoną fryzurę. Całował mnie tak pięknie, tak czule i tak powoli jak jeszcze nigdy. Był moich światem, moim życiem. Moim oddechem. Znów był.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Ten Louis to taki za romantyczny mi wychodzi xd muszę się
poprawić.
Lou romantyk najlepsZy! Normalnie się w nim zakocham <3
OdpowiedzUsuńUwielbiam gdy tak szalejesz :-D
Genialnie ci wyszedł. Było smutno a potem happy end :-D
Gdy wesZła do tej wanny myślałam że będZie po niej, ale wszystko dobrze się skończyło!
Pisz takich więcej :-*
Możesz dodać coś jeszcze nawet dzisiaj :-D
Nie!
OdpowiedzUsuńLouis jako romantyk jest najlepszy!
Nawet nie próbuj tego psuć! hahaha
Jak to nie nadążam?
Udaje mi się to. Zawsze znajdę czas, aby przeczytać coś Twojego :D
Właśnie ''uczę się'' na sprawdzian.
hahaha.
Co do mojego bloga, to rozdział najprawdopodobniej jutro.
Dominika.
Genialny imagin :) Takie to romantyczne, a ja uwielbiam romantyczne rzeczy <3
OdpowiedzUsuń